Cztery lata temu na urodziny zrobiłam sobie prezent. Założyłam bloga. Początkowo miały się na nim znajdować zdjęcia tego co robię z minimalnym opisem rzeczy bez uzewnętrzniania się. Ponieważ jednak blog to swego rodzaju pamiętnik powoli zaczęły na niego trafiać tematy bardziej osobiste i prywatne. Niedawno przed zaśnięciem przewertowałam kilka ostatnich miesięcy czytając niektóre posty jakby zapomnianych i ku mojemu zaskoczeniu zaciekawiły mnie samą. O niektórych pomyślałam nieskromnie "dobre to". Podobnie zdjęcia zamieszczane dobieram starannie, oczekując na najlepszy moment, wypatrując słońca przebijającego przez chmury choć zdarzały się momenty pracy w najgorszych warunkach. Na dziś zapowiadali słońce i doczekać się go nie mogę bo kilka rzeczy czeka na swoją sesję.
Zwykle jednak nie mam najzwyczajniej czasu by zebrać myśli. Praca na pełen etat, rodzina, dom, obowiązki, przyjemności i zmęczenie. Wszystko to ustawia mi dzień co do minuty. Mimo to udaje mi się wygenerować chwilkę na dziergnięcie kilku oczek, przeszycie kilku szwów, wymyślanie, kreowanie i kombinowanie. Wczoraj uznałam, że to już uzależnienie a tworzenie jest czynnością bez której trudno byłoby mi żyć. Bezustannie myślę o tych wszystkich rzeczach jakie mogę zrobić i obrazach do namalowania. Cięgle wypatruję szyj do otulenia kominkami i uszu do okrycia ciepłą czapką jak również dziecięcych rączek do zajęcia miśkiem bądź innym stworem, nadgarstków do ozdobienia. Oglądanie tkanin, koralików i włóczek stało się manią (acz dziwi mnie, że nigdy nie dziergałam ani nie szyłam w snach) I powstrzymywać się muszę od kupowania materiałów by rodziny nie puścić z torbami i domu nie zawalić oczekującymi w kolejce pomysłami do realizacji. Staram się nie zaczynać nic nowego nim nie skończę tego co zaczęłam choć i tak już kilkanaście projektów powoli rośnie czekając na finał. Właściwie najbardziej powinnam (i jestem!) być wdzięczna Mężowi za cierpliwość do mnie i moich gratów. Nieraz z zawstydzeniem przyznaję się "kupiłam kilka tkanin", "zamówiłam sobie paczkę koralików", "500 metrów sznurka bawełnianego".
Kulę się w oczekiwaniu na odpowiedź czy oby nie przeginam lub czy może chociaż raz mogę poranną kawę wypić bez drutów czy szydełka w ręku, mimo to słyszę "dobrze: szalej, szalej". Mąż mnie wspiera w chwilach zwątpienia. Przy okazji ostatniego kryzysu przyznałam mu się, że chcę skasować blog. On odpowiedział, że to mój najgłupszy pomysł w życiu. I miał rację.
Ach, i dziękowań może nie być końca bo i rodzina i przyjaciele i znajomi doceniają to co robię. No i Wy czytelniczki i czytelnicy. Każdy komentarz to dla mnie dodatkowa bateryjka, łyk dopaminy. Dziękuję Agafio, Agnieszko, Amanito, Ankho, Avreo, Basiu, Beatko, Caithlin, czarownico Gwinoic, Rozalio, Wam wszystkie Magdy, Dziergającej Sobie, Maryś, Gosiu, Tuome, Ann, Aniutko, Incognito, Karmelowej, Klaudynie, Maneruki, Iwonie oraz mojej drogiej Ebris :)
Dziękuję Wam wszystkim!
Tak więc oczekuję dziś słońca licząc na ten piękny prezent od Pani Zimy z okazji urodzin.
A ta panienka dziś leży w łóżeczku i choruje sobie.
Pozdrawiam!